piątek, 3 grudnia 2010

Teeth Of The Sea


W ramach przerwania milczenia na blogu, którego i tak nikt nie czyta postanowiłem zareklamować niezwykły zespół z Wysp, którego drugi album "Your Mercury" właśnie się ukazał (oczywiście nie u nas), Teeth Of The Sea.

Pierwsza płyta tej kapeli mnie rozwaliła. Błędnie wrzuceni do szufladki post-rock (pewnie przez ukochaną przez pocztowców marynistyczną tematykę w nazwie i tytule płyty "Orphaned By The Ocean"), TOTS zaprezentowali na niej mieszankę wyciszonego, przestrzennego psychodelicznego rocka z wzniosłym, chwilami jazzującym brzmieniem trąbki i mocno dronowym podejściem do tematu. Utwór Latin Inches do dziś świdruje mi we łbie... Druga płyta przynosi przede wszystkim znacznie bardziej elektroniczne brzmienie. Szerokie zastosowanie syntezatorów, a nawet taneczne retro bity jak choćby w Cemetery Magus z początku mnie zaskoczyły, ale od razu je łyknąłem. Mniej tu ambientu i ciężkiego klimatu, a więcej krautrockowej psychodelii. Ciężko mi powiedzieć, czy bardziej podoba mi się to od pierwszej płyty, ale zdecydowanie podoba mi się, że chłopaki kombinują i się nie powtarzają. Ciekawe w przypadku tego bandu jest też minimalistyczne podejście do perkusji, której albo nie ma w ogóle, albo ogranicza się do toma, werbla i jednej blachy. Poniżej zresztą wykonanie kawałka z pierwszej płyty Swear Blind the Alsations Melting.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz