poniedziałek, 20 grudnia 2010

Lucifer Rising


Niespełna półgodzinny film Kennetha Angera, naczelnego okultysty i astrologa muzycznego światka lat 60. i 70. Hipnotyzujący, transowy, rytualistyczny obraz pełen odniesień do starożytnych kultów (Egiptu, czy Celtów) w połączeniu z buchającym żywiołem natury i współczesnym crowley'owskim okultyzmem (sam Crowley pojawia się w postaci fotografii na ścianie). Tworzony od 1966 roku, ostatecznie pojawił się w 1980, choć gotowy był już w 1972 (oesu, pogubić się można...). Za aktorów oprócz samego reżysera robią takie sławy jak Marianne Faithfull, Jimmy Page, czy autor ścieżki dźwiękowej Bobby Beausoleil, wspólnik Charlesa Mansona odsiadujący obecnie dożywotni wyrok za morderstwo. Muszę jednak przyznać, że to właśnie muzyka mnie najbardziej w tym filmie zauroczyła.

Miał ją pierwotnie skomponować Jimmy Page, ale problemy narkotykowe mu to skutecznie uniemożliwiły, rozwlekając prace nad soundtrackiem na 3 lata, które przyniosły zaledwie 25 minut niezadowalającej Angera muzyki. Z Beausoleil'em też nie było za wesoło. Panowie popadli w konfilkt, a Beausoleil'a po drodze aresztowano... Jednak efekt końcowy jest naprawdę wyśmienity. Ambientowo, psychodelicznie, nieco space'owo a nawet trochę prog rocka można w tym wyczuć. ALE... na niekorzyść oryginalnego soundtracku reedycja z 2005 roku zawiera dodatkowe, niepublikowane wcześniej nagrania pod szyldem Lucifer Rising Sessions, które moim skromnym zdaniem biją pierwotny zestaw na głowę. Jest tu znacznie bardziej różnorodnie, od eksperymentalnych folkujących wstawek, po brudny bluesujący rock. Masa improwizacji, swobody, zmian nastroju. Fakt, w mniejszym stopniu wpisuje się to w hipnotyczno-obrzędowy nastrój filmu, ale jako autonomiczna płyta sprawdza się świetnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz