piątek, 27 maja 2011

Master Musicians of Bukkake w ramach serii Latitudes

Czyli o kolejnym ekscytującym zakupie, tym razem dokonanym podczas baaaardzo długo przeze mnie wyczekiwanego koncertu MMoB w Powiększeniu.


Okładka mojego egzemplarza jest nieco inna, ale nie zmienia to faktu, że mimo uboższej oprawy graficznej płyta okazała się świetnym zakupem. Swoją drogą przy stoisku stałem chyba z pół godziny, walcząc z wewnętrzną potrzebą chwycenia całego asortymentu, jebnięcia sprzedawcy z dyni i zwiania z klubu. Ostatecznie skończyło się na ww winylu i koszulce. Zdecydowałem się na tę pozycję z dyskografii MMoB, bo była to płyta, z którą byłem najmniej osłuchany (o ironio, poza tym Totem One mam na CD...), i która wydawała mi się największym rarytasem (Totemy 2 i 3 pojawiają się czasem tu i ówdzie w polskiej rzeczywistości). Pierwsza strona to eteryczny, transowy jam, zaś druga to już psychodeliczny, krautujący, jadący kawałek, który zresztą w wykonaniu koncertowym wciągnął mnie bezgranicznie. Jeden z cudowniejszych gigów jakie pamiętam i jedna z bardziej inspirujących kapel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz